kaminskainen kaminskainen
531
BLOG

Justin K. Broadrick, artysta rocka

kaminskainen kaminskainen Kultura Obserwuj notkę 13

Gdybym miał wskazać jakąś Postać (przez wielkie "P") w ekstremalnym rocku, tzn. kogoś, kto na takie miano zasługuje - byłby to Justin Broadrick, lider i założyciel formacji Godflesh oraz kilku innych, ekstremalnych projektów (w tym uprawiający demoniczne, brutalne "bity" Techno Animal, a ostatnio zgoła piosenkowe, konfesyjne Jesu).
Z tymi ekstremalnymi nurtami rocka i techno jest pewien kłopot. Krąg skojarzeniowy jest fatalny: nihilizm, satanizm, narkotyki, przemoc i brutalność (przynajmniej symboliczna), prymitywna i brutalna muzyka. Jednocześnie i w tej materii można "rzeźbić", i pojawiają się utalentowani rzeźbiarze, przy tym ludzie wrażliwi i myślący, poszukujący - jak właśnie Justin Broadrick. Pojawiają się również twórcy z "najwyższych wyżyn", eksplorujący te rejony i wprzęgający wynalazki i "kody" subkulturowych ekstremistów do arsenału własnych środków, jak genialny kompozytor Fausto Romitelli (godne odnotowania: nie włącza ich on na zasadzie cytatu i kolażu, co może zrobić każdy "ponowoczesny" bęcwał; on postępuje jak klasyk, rasowy "nowocześniak" (ech, ta epoka solidnej moderny!): przetwarza i sublimuje te elementy, integrując je w swoim zaawansowanym języku).
Gdyby więc Broadrick był malarzem, to byłby prymitywistą-brutalistą, być może abstrakcyjnym, być może symbolicznym - ale wyrózniającym się wielką siłą oddziaływania, jakąś niezwykłą mocą emanującą z tych malowideł. Nie miałby z pewnością problemów ze znalezieniem uznania wśród studenterii, profesorstwa, mecenasów itp. Jednak będąc artystą, artystą autentycznym - sztuki czerpiącej z subkultur, powstającej na obrzeżach czy w "podziemiach" i "lochach" (underground) współczesności, kultury, świata itd., sztuki nie mającej swoich wydziałów na akademiach i uniwersytetach (co za szczęście!) - nie tyle zaznaje sławy "Artysty", co jest otoczony "kultem" przynależnym "herosowi" (rocka, podziemia itp.).
Myślowa transpozycja jego muzyki w malarstwo jest o tyle owocna, że pokazuje naszego twórcę jako "zwykłego" artystę, takiego jak rzeźbiarz czy malarz. Tak, rock bywa formą sztuki - i to wspaniałą, piękną, wyzwalającą formą sztuki.
Przypomina mi się jakaś płyta Johna Zorna (kiedyś parę przesłuchałem) - bodaj jego formacji Painkiller. Painkiller grał niby to właśnie ekstremalnego rocka, muzykę inspirowaną wczesnym Napalm Death i w ogóle tzw. grind-corem (ekstrema ekstremy). Zorn szczyci się tym, że wypracował z Painkillerem nową formę zbiorowej improwizacji na bazie rocka - idiosynkrastyczną, ale nową i świeżą. Jednak TAMTA płyta była, prawdę mówiąc, nudnawa. Ale dwa ostatnie utwory były inne: nagle rozbieganie i gorączka szalonego intelektualisty Zorna ustępowała dostojeństwu i przejrzystości struktury. Pojawiał się głos ludzki - śpiewający kilka słów po angielsku. Moc tych dwóch miniatur z końca płyty przyćmiewa wszystkie wcześniejsze wygibasy zespołu Zorna. A co to się stało? Duet Godflesh był w pobliżu podczas nagrywania płyty i Zorn ich na chwilę zaprosił do studia. Dwie proste, klarowne kompozycje Justina, pewnie na prędce zaimprowizowane (brzmią bardzo spontanicznie, jak próba) stały się powiewem życia, zmiatającym ze sceny wszystko, co słyszeliśmy wcześniej. Po tym poznajemy wybitnego artystę.
Poniższy teledysk, jakże bogaty w obrazy i symbole, zrealizował pewien Bardzo Znany Artysta (no dobrze: Andres Serrano). Znaczenie utworu wyjaśniał Justin potrzebą "emocjonalnego zmiażdżenia" i rozdarcia, które z kolei prowadzić może do głębokiego catharsis.

 

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura