kaminskainen kaminskainen
1650
BLOG

Łowiłem na Płoni!

kaminskainen kaminskainen Rozmaitości Obserwuj notkę 3

I swoją drogą warto o tym wspomnieć. W dwa ostatnie weekendy udało mi się przejść z lekkim spinningiem dwa kanoniczne i pamiętne odcinki: od fabryki kontenerów "Unikon" do Jezierzyc (3 sierpnia) i od autostrady na Goleniów do "plażyczki" przy kempingu "Pomerania" (11 sierpnia). Trzeba nadmienić, że "fabryka" i "kemping" to już od dawna trupy i ruiny, ale nadal funkcjonują jako punkty orientacyjne.

3 sierpnia

Był pomysł, żeby łowić "od rana" ale oczywiście efektywne łowienie zaczęło się około południa, może godzinę wcześniej. Na początek rozlewisko poniżej tamy - tradycyjnie "na zero" bo to byłoby stanowczo zbyt łatwe - przychodzić na najgłębszą i najszerszą wodę i wyciągać, jak z kapelusza, ładnego szczupaka lub jazia. Co to to nie. Raz tylko złowiłem tam niezłego szczupaka, około 55 centymetrów - był to jesienny narwaniec siedzący w przybrzeżnym zielsku. Następnie udałem się na głeboki zakręt za "zielonym mostkiem", gdzie jest plaża i niezła głęboczka - gdzie jednak Wielka Ryba nie zamieszka, bo taka potrzebuje porządnej kryjówki, najlepiej zwalonego drzewa i głęboko podmytego brzegu. Sam dołek, choćby i trzymetrowej głębokości, to w przypadku małej rzeki zdecydowanie za mało. Jak taki dołek to czysty piach i prześwietlona woda, to żaden sum tam nie zamieszka. Tyle teorii - a w praktyce także niczego wielkiego tam nie złowiłem, choć jeśli chodzi o "zwykłe" szczupaki o masie do 1-2 kg to jest to miejsce jak miejsce - w każdej chwili taki miglanc może za woblerkiem skoczyć choćby i z zarośli strzałki wodnej. Tym razem nic, zresztą miejsce mi na lato nie pasuje. Nie chcę iść w dół, od mostku do Unikonu, bo nigdy mi tam ryby nie brały - choć pamiętam z czasów płońskiego eldorado, że i tam kręciły się jaziska "jak żelazka" o długości od 40 do 60 cm. A z głeboczka pod ostatnim murkiem na prawym brzegu powyżej tamy wyskakiwały za obrotówką ładne, ciemne okonie. No ale tamtego głęboczka dawno już nie ma, zasypał go piach. Idziemy więc w górę.

Spory kawałek rzeki jednak omijam idąc lasem - chcę się jak najszybciej dostać do tych bardziej "dzikich" odcinków, przez co właściwe łowienie rozpoczynam w okolicy "drutów" tj. linii średniego bodaj napięcia przechodzących nad Płonią. Dawniej, grubo ponad dziesięć lat temu, zawsze kręciły się tam duże, skubane klenie, które nikomu nie brały na wędkę. Kiedyś też złowiłem tam szczupaka. Tym razem łowię małego okonka i niczego ciekawego nie widzę. W ogóle upadek populacji płońskich jazi i kleni jest sromotny i dojmujący - nawet, jeśli ryby te nadal w tej rzece bytują, jeśli czasem dają się nawet złowić - to jest to co najwyżej blady cień dawnej świetności tej wody. Pomyśleć, że uważałem wówczas taki stan za "normalność" - tzn. że wszędzie, w każdej rzece parometrowej szerokości, spodziewałem się zastać podobne widoki: wszechobecne grupy dorodnych jazi i kleni patrolujących swoje odcinki. Nie zdawałem sobie sprawy, że przyszło mi stawiać pierwsze wędkarskie kroki na rzece, która była fenomenem i ewenementem już wówczas na pewno na skalę Polski - i o czym upewniają mnie opowieści ludzi, którzy w owym czasie zapuszczali się tam ze sprzętem do nurkowania i widzieli ryby, których wędkarze ani nigdy nie złowili, ani nie zobaczyli, ani nawet nie podejrzewali ich istnienia... Nie ma bowiem potwierdzonych przypadków złowienia na Płoni ponadmetrowych szczupaków ani 20- i 30-kilowych sumów - i oczywiście raczej już nie będzie. Co do mnie: raz WIDZIAŁEM na własne oczy ogromnego jak noga szczupaka, i raz miałem na wędce naprawdę dużego suma - niestety nie wiem, jak dużego bo go nie zobaczyłem - ale hałasu w rzece narobił sporo, nim wziął mi na wędkę i spokojnie odpłynął do swojej kryjówki w podmytym brzegu. A jest tam takich strasznych podmyć i podwodnych nor wiele...

Szadłem więc dalej i konfrontowałem zapamiętany obraz dawno niewidzianej rzeki z tym, co widziałem "tu i teraz". Oto miejsce, w którym wlazłem kiedyś w słoneczny dzień do wody i złapałem po raz pierwszy w rękę ciekawą i rzadką rybkę - kozę. Kóz już od dawna na Płoni nie ma, tego zaniku też raczej nikt się nie spodziewał. Dochodzę do najpopularniejszej w okolicy "plaży" przy ujściu strumienia - tu się zbyt wiele nie zmieniło, choć zaglądam tam naprawdę raz na wiele lat. Raz złowiłem tam we wrześniu pięknego jazia na mikrogumę (perłowy ripperek ok. 2 cm) - był to w tym sensie ewenement wśród moich płońskich jazi, bo zwykle łowiłem je w środku lata i na konkretne, "hałaśliwe" przynęty (obrotówki i woblery - long 1, comet 2, wobler 4-7 cm - tak tak, wcale nie "smużak" tylko konkretny kaliber). Na plażę schodzą się powoli miejscowi więc idę ciut wyżej, gdzie już zaczyna się prawdziwa "dzicz" - piękny łuk z podmyciem po drugiej stronie. No i natrafiam na frapujące mnie przez lata zjawisko: boleniopodobne żerowanie na małej przecież Płoni. Regularnie powtarzające się chlapnięcia na krótkim odcinku rzeki: plum, plum, plum. Podejrzewam klenia, ale w rezerwie mam i teorię o tym, że gdzieś na Płoni uchowała się mała populacja bolenia - obecnego przecież na odcinku ujściowym, w Dąbiu. Co innego mogło podobnie chlapać na środku Stawu Klasztornego, i to późną jesienią? Być może nigdy się już tego nie dowiem. Obrzucam ów łuk starym, dobrym miniwoblerkiem Gębskiego, dziś już nie do zdobycia - były to przez lata moje ulubione płoniowe przynęty. W końcu ów tajemniczy "chlapacz" rzucił się na mojego woblerka - ale nie byłem w stanie go zaciąć, bo atak nastąpił zaraz w momencie, gdy przynęta chlapnęła w wodę - miałem więc na żyłce luz, nie było szansy na skuteczne zacięcie. Zagadka "chlapacza" pozostaje sięc nierozwiązana - ale wiadomo przynajmniej, jak można go złwić; podejrzewam, że najpewniejsza byłaby duża, sucha mucha typu "humpy"...

Wyżej Płonia robi się zdecydowanie mroczna, choć bardzo niska, letnia woda wiele jej tajemniczośi i "otchłanności" ujmuje. Nie czuć w powietrzu szansy na złowienie porządnej ryby - i doświadczenie zresztą to potwierdza, przy takiej niskiej, letniej wodzie trudno złowić cokolwiek sensownego, większe ryby się gdzieś chowają, szczupak godny złowienia (kilowy i większy) w ogóle nieaktywny, czeka na koniec sierpnia i na jesień. W kilku miejscach jednak coś startuje do mojego woblerka zaraz, jak ten wpadł do wody tuż przy nadbrzeżnych korzeniach po drugiej stronie rzeki (rzucam zwykle po skosie w górę rzeki, precyzyjnie w "minizatoczki" tworzące się pomiędzy drzewami). Kilka razy widzę, jak coś mi woblerka goni, ze dwa razy na pewno były to klenie, jeden z nich miał może i owe kanoniczne 40 centymetrów, czyniące z niego zdobycz godną płoniowego wędkarza. Potrafiły nawet "walnąć" w woblerka, ale jak to klenie - nie czepiały się. Czepiały się za to okonie, najlepsze miejsce było tuż przed Jezierzycami, gdzie złowiłem kilka pasiaków zupełnie niezłych, zdecydowanie patelniowo-ogniskowych. Bardziej niż kiedyś zwracałem też uwagę na roślinność, tzw. zielsko - odnotowałem, że najbardziej charakterystycznymi roslinami ozdabiającymi brzegi Płoni są: psianka słodkogorzka, tojeść rozesłana i trędownik uskrzydlony (ja do nazywam "rzecznym"). Co ciekawe, wszystkie trzy rośliny rosną często obok siebie - i wszystkie dają sporą nadzieję jako remedium dla chorujących na AZS (opisywano ich działanie w poważnej literaturze np. niemieckiej, widziałem bardzo kosztowny krem dla atopowców, zerejestrowany lek niemiecki - składniki aktywne w nim to psianka i tojeść, trędownik mógłby tylko podnieść jego skuteczność).

W Jezierzycach odnotowuję ruinę drewnianej kładki, która pozwalała się łatwo wydostać z prawego brzegu rzeki na przystanek autobusu 79 9skarpą w górę i przez łąkę), z czego często korzystałem. Nie chcąc przeprawiać się przez rzekę, byłem zmuszony do dalszej wędrówki wzdłuż rzeki, aż do słynnego mostu w Jezierzycach, za którym jest już wspomniany Staw Klasztorny. Po drodzę odnotowuję jeszcze jednego niezłego okonia - i tajemnicze, obiecujące branie przy zwalonym drzewie. Jeszcze kilka lat temu widziałem właśnie tam piękne jazie - może to właśnie taki? Kto wie - teraz woda trącona (dość mętna) i w głębszych miejscach wiele nie widać, więc można sobie dopowiedzieć wledle uznania. Za mostkiem kąpią się dzieci, a nawet i dorośli - w jednym z nich rozpoznaję miejscowego ekscentryka i wędkarza, człowieka w moim wieku którego widuję w tamtych okolicach raz na 5-10 lat - pewnie on mnie nie rozpoznał. Jak zwykle wymieniamy się historiami o dawnej świetności Płoni. Mówi, że w dawnych czasach jego ojciec złowił na Płoni w żaki suma ważącego równo 56 kilo; na wędkę złowił (tenże ojciec) szczupaka jedenastokilowego (z łodzi na stawie) a on sam trafił raz "piątkę" (5 kg). Czy to wiarygodne? Wiarygodnośc wiarygodnością - ale znając liczne relacje osób naprawdę wiarygodnych, oraz pamiętając własne spotkanie ze szczupakiem "jak noga" (i z co najmniej równie dużym sumem) powiem tak: nie są te rekordy aż tak niesamowite i nieziemskie, jakby się mogło na pierwszy rzut oka wydawać.

Na tym się przygoda "tegodniowa" skończyłe - chwilę poczekałem na autobus pamiętnej linii 79 i wróciłem na Bukowe.

11 sierpnia

Tym razem pojechałem "na autostradę" czy "Kijewo" - jak to się kiedyś mówiło, choć administracyjnie bliżej stąd może do Wielgowa. Idę od pętli autobusu linii 54 przez pola i inne lasy, przecinam pieszo huczącą autostradę - i zapuszczam się w lasy okalające ten wyjątkowo urokliwy odcinek Płoni. Zaczynam, jak to często bywało, od głębokiego zakrętu robiącego za "kąpielisko". Raz jeden złowiłem tam sensowną rybę - jazia 47 cm, wziął na gumę zwaną "kopytem" (małe kopyto ale nie to najmniejsze - w kolorze biało-czerowne). Było to tak, że szliśmy z kuzynem Sławkiem, który przez jakiś czas jeździł ze mną autobusami na Płonię; był to lipiec i woda była jeszcze na Płoni dość wysoka i trącona, więc mówię: z dużych ryb mamy realną szansę na dużego jazia. Dla Sławka jaź na spinning, i to jeszcze duży z małej rzeki, to była jakaś abstrakcja, więc zacząłs się ze mnie podśmiewać: a tam jazia! To ja mu na to: zobaczysz bałwanie, że złowię co najmniej jednego dużego jazia! No i doszliśmy do tego właśnie miejsca, do tej plaży, rozwinęliśmy wędki - i ja od razu złowiłem tego jazia. Sławek był oburzony, wprost nie posiadał się z typowej, wędkarskiej zawiści. Chwilę potem miał na wędce podobnego jazia, ale go "spuścił" i... więcej ryb tamtego dnia nie złowiliśmy, choć miałem jeszcze jedno charakterystyczne, jaziowe branie. I prawdę mówiąc nie wiem, czy to nie był ostatni mój wypad na ten odcinek - bo później jeździłem głównie do Jezierzyc na szczupaki, a latem na pstrągi (na inne rzeki). Łowię więc dokładnie i powoli, celebrując każdą miejscówkę. Wydłubuję niewielkie okonie i małe szczupaczki, staram się dokładnie obłowić podmycia i wykroty - nie licząc oczywiście na suma, raczej myśląc o jaziu i ewentualnym ładnym okoniu. Biorą ciągle tylko okonki i szczupaczki "krótkie" czyli niegodne i niewymiarowe. Uderza mnie przy tym huk autostrady, nie sposób o nim zapomnieć na dłużej, zaczyna to jednak przeszkadzać. Dawniej i samochodów było mniej, i wolniej na tym odcinku jeździły (przed przebudową) - mam wrażenie, że było co najmniej dwa razy ciszej i w zasadzie to wrażenie może być całkiem bliskie rzeczywistości. Mimo wszystko brnę wciąż w dół rzeki, coraz bliżej mostu - gdzie kiedyś złowiłem okonia 35 cm, mój rekord Płoni, choć wiem o większych złowionych, sięgających kilograma (były to jednak nader rzadkie przypadki).

Trafiam w końcu na dobre miejsce okoniowe - podobnie jak tydzień wcześniej pod jezierzycami. Łowię kilka sztuk, w tym takiego, no ja wiem? - blisko trzydziestocentymetrowego. Wypuszczam wszystkie bo wiem, jak bardzo nie będzie mi się chciało w domu ich oprawiać - już niech lepiej sobie pływają, są w tej chwili ozdobą tej rzeki, jakby nie patrzeć. Dochodzę do mostu i łowię trochę poniżej (ciągle tylko okonki) po czym zawracam i idę wzdłuż autostrady, a później lasem, wprost do "plaży" - miejsca, w którym z rana zaczynałem. Tam kilka machnięć - i idę w górę, łowiąc pośpiesznie i po łebkach, bo robiło się późno. Około dziewiątej wieczorem doszedłem do "plaży" i "piaszczystej łąki" (jakby pozostałość dawnych wydm - kto wie) w pobliżu dawnego kempingu - skąd czekała mnie jeszcze tułacza droga poboczej szybkiej dwupasmówki, aż do pętli autobusu 54. Na tym ostatnim odcinku znów złowiłem sporo okonków, miałem kolejne tajemnicze-branie-może-jazia; nadal stwierdzałem masowe występowanie tojeści, psianki i rzecznego trędownika (trochę nawet uzbierałem), ciekawostką było liczne występowanie rzadkiego obecnie niecierpka pospolitego o ładnych, żółtych kwiatach - jeszcze nie do końca wyparł go wszechobecny niecierpek drobnokwiatowy, szczególnie na nasłonecznionych brzegach ostało się sporo tego niepospolitego "pospolitego". Niestety cały był rażony jeśli nie mączniakiem, to jakimś wirusem - nie wiem, o co chodzi.

PS. 4 sierpnia

Byłem też chwilę na ujściowym odcinku Płoni, więdkę ze sobą zabrałem, a jakże. Złowiłem kilka naprawdę niezłych okonków, takich ponad 25 cm. Woda wygląda tak jakoś czysto, ładnie. Nad brzegami zielne niespodzianki - duże nagromadzenie wielkich, himalajskich niecierpków, pospolitych raczej nad rzekami południa kraju, oraz dość liczne egzemplarze, usychające już, arcydzięgla, podgatunek nadbrzeżny. Tego się nie spodziewałem. Ładnych okoni też się nie spodziewałem, więc niespodzianka była potrójna. Przy uliczce koło bazy rybackiej trafiłem w końcu i jazia - wziął na obrotówkę.

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości