kaminskainen kaminskainen
613
BLOG

Śmierć pięknych saren - film widziałem

kaminskainen kaminskainen Kultura Obserwuj notkę 2

Obejrzałem sobie film Śmierć pięknych saren (1996) na motywach opowiadań Oty Pavela. Bardzo mi się podobało - taki rasowy, czeski film oparty na czeskiej literaturze - to bardzo charakterystyczne i dobre dla duszy, przynajmniej środkowoeuropejczyka ale pewnie nie tylko. Ale też pamiętam dobrze, że "za szczyla" widziałem inny film, w którym te motywy Pavelowskie się przewijały, i to bardzo konkretne - np. kłusownicze połowy małego Oty w stawie karpiowym zakończone Przyłapaniem i Udawanym Łomotem od Pana Stróża (ino kazał krzyczeć głośno, na całą ulicę!) - no i słynna scena z "uraczeniem węgorzy aż się posrają", która omal nie doprowadziła do utonięcia małego Oty. To był inny film i wiem, że taki istnieje - prędzej czy później na niego trafię.

Film jak to film - "na motywach" jest, a nie wprost z opowiadań zdjęty. Bogactwa prozy nie przełoży się na świat filmu, trzeba coś wybrać, coś wyeksponować, coś zbyt może "dopowiedzieć" (Ota nie pisał nigdzie, że jego znakomity Tato miał takie ogniste relacje z licznymi paniami-klientkami, albo że afekt do Pani Dyrektorowej został w jakiś sposób "skonsumowany" - choć bardzo możliwe, że tak się stało) - autorzy filmu "sformowali" te osławione czeskie "góry anegdot" w "całkiem zgrabnej konstrukcji o strukturze kurnika po wybuchu granatu".

Trudno tu zatem typować scenę kluczową, choć ja widziałbym w tej roli nocne wpatrywanie się w czarny prostokąt przerębla. Po chwili pojawiły się tłuste, złote karpie - jeden, drugi, piąty... O znaczeniu sceny decyduje cały kontekst - jak też jej bezpośrednia, "archetypiczna" obrazowość. Wsławił się bowiem Tato wyczynem brawurowym - wykradł zimową nocą własne karpie ze stawu zarekwirowanego przez Niemców w ramach "aryzacji". Zaczął właśnie od tego przerębla, był z nim mały Ota. Ciemność i groza - przyłapani, zginęliby natychmiast. I zachwyt, wzruszenie widokiem niemych, zimnych ryb, które przypłynęły, było nie było, do swego Pana, prawie jak Schulzowskie ptaki. Jak wysłannicy z innego świata. Może ta scena jak żadna inna oddaje pasję człowieka do wody, ryb i łowienia - ja w każdym razie tak to odczułem. Wrażenie, jakie robi ta scena może powiedzieć coś niecoś o tym, co powoduje "tymi śmiesznymi panami z wędkami".

Tato Pavela (tak go tu nazwijmy; w przedwojennych czasach nazywał się Popper, daty zmiany nazwiska teraz nie kojarzę) sprawia w tym filmie wrażenie sowizdrzała, człowieka porywczego, prawie wariata, choć o przychylnym usposobieniu. Ironia tej znakomitej postaci polega na tym, że wrażenie to bierze się i z tego, że jako jeden z nielicznych - właśnie nie dał się zwariować. Gdy żona zaczynała lamentować, że co on robi, że chyba oszalał - że idzie te karpie "kraść" i że przecież go zastrzelą - odpowiada, że to właśnie ona zwariowała, tak jak wszyscy. Można bowiem znosić bandytyzm jako prawo, można znosić upokorzenie - ale nie można tego stanu rzeczy wewnętrznie zaakceptować. Drugi, pozornie lżejszy kaliber: Tato kochał łowienie ponad wszystko i za nic miał przestrogi Dyrektora, że te ryby go zgubią. Mówił - on, mistrz świata wśród komiwojażerów - że nie jest maszyną do sprzedawania odkurzaczy i zarabiania pieniędzy - że potrzebuje eliksiru, a tym są dla niego ryby. Inaczej mówiąc - bronił potrzeb duszy w czasach, gdy rodziła się znana nam wszystkim dobrze "kultura korporacyjna"... Jak widać - o duszę człowieka zazdrosna już u swego zarania.

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura